Fotografia podróżnicza wiele uczy. Mnie zaprowadziła do tego miejsca. A zaczęło się od Indii szesnaście lat temu.

Pojechałyśmy tam w 2004 roku, we cztery i byłyśmy niedługo – jakieś trzy tygodnie, więc żeby zaspokoić żądzę zobaczenia jak największej części tego kraju, praktycznie każdego dnia byłyśmy i spałyśmy w innym miejscu, podróżowałyśmy samochodem, a plecaków nie rozpakowywałyśmy.

Wystartowałyśmy z Warszawy z jakąś przesiadką nie pamiętam gdzie, ale to nie istotne. Lecieliśmy do Delhi a stamtąd, bez chwili przerwy od razu udałyśmy się w najdłuższy odcinek obranej trasy tj. do Puszkaru. Tutaj zajadałyśmy się pyszną zupą z soczewicy – Dhal.

Dalej był przepięknie zielony, z malowniczym krajobrazem Udajpur. W Chittorgarh mogłyśmy zobaczyć piękną architekturę, a w Bundi miasto wtopione we wzgórze. Później był Jaipur i niezapomniany pobyt w kinie, który polecam bo w niemałe zdziwienie wprawiło nas jak Hindusi żywo i emocjonalnie reagowali na fabułę.

Stąd udałyśmy się do Agry żeby zobaczyć (a jakże!) Taj Mahal. Nasza podróż zakończyła się w wielkomiejskim stylu i powrotem do Delhi skąd czekał nas lot do Warszawy.

Jak możecie się domyślić zabrałam wtedy ze sobą swój pierwszy aparat – Canon 450D i pożyczony od kolegi obiektyw Tamron SP 17-50 mm F/2.8, które w tamtym czasie świetnie się sprawdziły. 450-tka Canona jest lekka jak na lustrzankę przez co nie była balastem, a to ma niemałe znaczenie w sytuacji gdy masz dość ciężki plecak i przemierzasz kraj upalny i duszny.

Obiektyw też był trafiony ponieważ zakres ogniskowej pozwalał na pokazanie szerszej perspektywy (min. 17mm) dla uwiecznienia np. architektury czy krajobrazu, a 50mm dawało nam standardową szerokość do fotografowania np. ludzi.

Nie była to moja pierwsza podróż do Azji ale zdecydowanie Indie skradły moje serce i wiem, że ile bym tam nie była to nie zobaczę wszystkiego ale też, że mogłabym tam wracać bez końca.

Tam z kilometra na kilometr obrazy i ludzie zmieniają się i za każdym razem jest to widok zapierający dech w piersiach – czasami z oczarowania i nie często ze zdziwienia.

Pakujcie plecaki i w drogę!